(z cyklu: fabularyzowane opowieści na faktach)

Ratownik
Od fizyka do fizycznego

– Ale one są w jednym czasie. Oba w Koszalinie! – To już sam musisz zdecydować – odparła mama – co jest ważniejsze. No tak. Niby miał samodzielnie to rozstrzygnąć. I zdecydowanie wolał koszykarski Turniej Młodych Talentów. Z kolegami–ósmoklasistami z dwóch kołobrzeskich podstawówek doszli do samego finału. A nagrodą miała być wycieczka do Berlina! Konrad nigdy jeszcze nie był za granicą. – Wiadomo, na fizę pójdę – westchnął. Tak naprawdę bardzo lubił fizykę. I dwóch kolegów: Maćka i Tomka. Całą trójkę przygotowała do olimpiady pani Bołbot i to już procentowało. Zwyciężyli konkurs szkolny, gdzie wygrał Maciek. Na etapie miejskim też byli najlepsi. Tylko kolejność „na pudle” była odwrotna. Tomek wygrał, a Maciek spadł na trzecie miejsce. „Fiza w sumie jest taka prosta. Wszystko można zaobserwować albo przewidzieć. A większość zadań to tylko łączenia ruchów lub zasady zachowania. Ciekawe, że to może komuś sprawiać kłopot” – pomyślał Konrad i na dobre pogodził się ze stratą. * Chłopiec rozejrzał się po sali. Większość jeszcze rozwiązywała zadania. Jego koledzy też zerkali na niego z uśmiechem. Cała trójka próbowała na palcach porównać liczbowo swoje wyniki, ale gra niewarta była ryzyka. Zadania wydawały się zresztą proste. – „Ile razy można je sprawdzać?” – Mimo przestróg nauczycielki, by siedzieć do końca, Konrad oddał swoją pracę i wyszedł na hol. * – A jednak nie warto było wychodzić? Prawda? – Pani Bołbot rzuciła odpowiednikiem sakramentalnego „A nie mówiłam?” – Zrobiłeś w jednym prosty błąd obliczeniowy. Wszystkie wzory wyprowadzone i… szkoda roboty. – Uśmiechnęła się jednak do wszystkich swoich olimpijczyków, dodając – Nieoficjalnie wiem, że jest nieźle. Po testach i zadaniach wy jesteście pod koniec dziesiątki, a Maciek na czwartym miejscu. – Rany, super! – wyróżniony chłopiec był wyraźnie przejęty. – To my spróbujemy się do piątego przebić, a ty na trzecie wskocz. – Konrad jak zawsze chciał atakować. – Coś ty! Spaść już nie chcę tylko! – Przecież masz szansę. Ja bym walczył. Podium to podium. * Ostatnia faza olimpiady odbywała się na holu. Komisja prosiła kolejnych konkursowiczów, a ci podchodzili i losowali trzy pytania, które później, zarówno przed szacownym jury ale i przed wszystkimi uczestnikami, musieli omówić. Konrad był wśród kołobrzeżan pierwszy. Zerknął na wyciągniętą karteczkę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Szybko rozprawił się z dwoma prostymi zagadnieniami i przy trzecim mógł już wskoczyć na swojego konika – jednostki. „Jak rozpisać Watta na jednostki podstawowe?” Wspaniałe pytanie! Chłopiec przebiegł po kolei wszystkie zależności od ruchu, przez siły i energię, kończąc na mocy. – A nie prościej było skręcić na kulomba i na amperze skończyć? – zadał niewinne pytanie jeden z jurorów, ale szybko dodał – Spokojnie, oczywiście ta droga też jest poprawna i całą odpowiedź uznajemy. Uf. Ta chwilka nerwów trochę kosztowała. Teraz kolej Maćka. Też mu dobrze szło. Cała trójka kibicowała sobie nawzajem. Poza tym pytania były całkiem ciekawe, a i dopowiedzenia komisji również. Jakie to fascynujące, gdy opowiadali, dlaczego kropla deszczu w pewnym momencie przestaje przyspieszać. * Konrad wiercił się nerwowo, patrząc na kolegę, który najwyraźniej zaciął się na jednym z pytań. – Przecież to łatwe, to jest odwrotnie proporcjonalne – szepnął do siebie nerwowo. – Niestety nie możemy uznać odpowiedzi – oznajmił przewodniczący komisji. – Musisz podziękować komuś na sali. Tego jednego punktu nie zaliczymy. Maciek wstał i wracając na miejsce, przystanął obok kolegi. – Dziękuję, Konrad. * – Przepraszam, naprawdę! Myślałem, że nie wiesz! Zatrzymałeś się, jakbyś się zgubił. – Bo chciałem się zastanowić, żeby źle nie odpowiedzieć… – Może ci tego jednego punkcika nie zabraknie. No naprawdę. Nie chciałem. Do siebie szepnąłem. Nie sądziłem, że ktoś to usłyszy. – Zaraz zobaczymy – wtrąciła się nauczycielka chłopców – już ogłoszenie wyników. * Tomek siódmy w województwie! A napięcie narastało w miarę zbliżania się do zwycięzcy. Szósty… piąty… jeszcze nie? Trzeci… A gdzie czwarte miejsce? – Trzecie ex aequo! I widzisz? Nie spadłeś niżej przez ten jeden punkt. – Konrad klepał Maćka po plecach. – „A że ja dzięki temu też wskoczyłem na pudło to premia, ha!” – Tym razem pilnował się, by nie wyszeptać swoich myśli. ** przypisy: składnica harcerska – w PRL: sklep umundurowania i sprzętu biwakowego, zawsze z dużym działem modelarskim – jeden z niewielu, w którym nie było pustych półek, co nie znaczy, że był zaopatrzony obficie WOPR – Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe PTTK – Polskie Towarzystwo Turystyczno–Krajoznawcze PZPR – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza – komunistyczna partia okresu PRL „Pan Samochodzik i Fantomas” – to była jedna z jego ulubionych powieści. Sama akcja była ciekawa, ale Konrad uwielbiał też opis zabawy dwóch bohaterów w podziemiach zamku, na wielkich makietach miniaturowych kolejek. – „Żeby można było kupić choć jeden taki zestaw. A niech się śmieją” – marzył sobie. – „Ale nie ma szans. W składnicach pustki. To na co wydać tę kasę? Ciekawe, że olimpiada fizyczna jako jedyna zamiast nagród rzeczowych dała pieniądze. Hmm. To kurs jakiś wynajdę.” Chłopiec lubił zdobywać uprawnienia. Niekoniecznie przydatne, ale kto wie, kiedy mógłby coś wykorzystać? Miał już karty rowerową i pływacką, był ministrantem, harcerzem, pomagał w bibliotece szkolnej, miał też legitymację PTTK. I... znalazł. W „Głosie Pomorza”, jedynym w województwie dzienniku, zresztą wydawanym przez partię PZPR, była informacja o kursie na młodszego ratownika wodnego! * – Mamo, dobrze, to nie pojadę. – Panie kierowco, bardzo proszę. Już i tak weszło więcej osób. – No właśnie. Już mam za dużo. Ja mam określoną ilość miejsc stojących! – To jeden nie zrobi różnicy. Zmieści się przecież. Na dobrą sprawę to kwestia była już przesądzona. Mama Konrada była zawsze zdecydowana i potrafiła przeforsować swoje zdanie. A że chłopak był już podepchnięty i obydwoma nogami stał na stopniach autobusu PKS, nie było innej możliwości niż dołożyć kolejnego nadprogramowego pasażera do kursu w kierunku Koszalina. Pierwsza część wakacji została zatem zagospodarowana. Pięć razy w tygodniu dojazd do miasta wojewódzkiego, dotarcie na kurs, dwie godziny ćwiczeń na basenie i powrót – wszystko dla bezpieczeństwa pociągiem – pochłaniały całe dnie. Jego koszykarscy koledzy byli w tym czasie na wycieczce w Berlinie. * Po roku legitymacja WOPR–owska nieco się zakurzyła. Ale zupełnie nieoczekiwanie pierwszy miesiąc letniej przerwy miał być pracujący. Oferta dla ratownika na kołobrzeskiej plaży wyglądała całkiem interesująco. I oczywiście szef Zaplecza Technicznego Plaży był znany mamie… Okazało się jednak, że młodszy ratownik miał obowiązek odpracować najpierw sto godzin społecznie. To prawie pół miesiąca. Czy warto było iść do pracy na miesiąc, by dostać pół pensji? Były to jednak czasy, gdy prawie zawsze można było się życzliwie dogadać. Przed rozpoczęciem sezonu letniego tereny rekreacyjne należało dobrze przygotować dla turystów. Niemało trudu kosztowało oczyszczenie przejść przez wydmy oraz samej plaży. Przewiezienie wszystkich wiklinowych koszy plażowych, wyciąganie – choćby i traktorem – naniesionych lub wykopanych z piasku przez sztormy śmieci, blach, drutów słowem – odpadów cywilizacji, także potrafiło dać w kość. Gdy zaczęto odlewać prosiaki i bojować obszary kąpielisk można było powiedzieć, że choć wiele jeszcze do zrobienia, to już najgorsze zostało wykonane. A Konrad, z czasu gdy odpracowywał „społeczne”, zapamiętał najbardziej jazdy na przyczepie ciągniętej przez traktor. Oczywiście jeździł wespół z panami w roboczych kombinezonach i berecikach. Tak, takich typowych, jak z czarno–białych filmów o PRL, przypalających sobie papieroski. Na otwartej przyczepie wozili ludzi? A pewnie. Wypadków jakoś nie było. Załadować, zawieźć, wyładować i ustawić gdzie się należy. A może jednak bardziej podobało mu się już samo bojowanie, które niemal pachniało pierwszą pracą ratownika? Kto to wie? Trzeba by się tego od niego samego dowiedzieć. A, ha! Zapytacie pewnie, na co wydał całą swoja pierwszą miesięczną pensję? No prawie całą. Zawsze starał się trochę zaoszczędzić. Zgadliście. W składnicy pojawiły się akurat niemieckie kolejki PICO. nastepny10.06.2020